Weszła
do szafy, spojrzała przed siebie i rzeczywiście - kolejnych drzwi
nie było. Zauważyła również, że na wieszakach wiszą stare kurtki i płaszcze, a bedąc w szafie po raz pierwszy nie zauważyła jakichkolwiek ubrań. Chwilę później podążyła do pokoju babci.
Pięć razy okrążyła pudło, w którym wcześniej znalazła klucz. Pamiętała,
że zostawiła koło niego pudełeczko w kształcie serca i kartkę,
którą oderwała od klucza. Nic jednak nie leżało na podłodze. Nic a nic.
Caroline
była zawiedziona, zdesperowana i bardzo wściekła. Miała dość
tych wszystkich wydarzeń, w których wychodziła przed Lucasem na
idiotkę lub jakąś inną chorą na głowę osobę. Nie rozumiała, dlaczego
wszystko dzieje się przeciwko niej. Jakby jakaś nieznana, tajemnicza siła kierowała jej losem lub po prostu bawiła się z Caroline w kotka i myszkę. Miała już tego wszystkiego dosyć.
- Ja
chyba zwariuję! -krzyknęła tak głośno, że Lucas podskoczył.Dyszała ciężko buzując gniewem. Niemal drżała na całym ciele jakby złość chciała przejąć każdy milimetr jej ciała.
- Uspokój się! Caroline, co się z tobą ostatnio dzieje?! Naprawdę zaczynasz mnie przerażać! -Lucas patrzył na nią jak na widmo. Złapał ją za oba nadgarstki i mocno przytrzymał.
- Puść mnie! -wyrywała się, lecz był za silny.
Czekał
aż dziewczyna się uspokoi.
- Co
się znowu stało?- Ja... nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi...
Spojrzał
na nią pytająco, rozluźnił uścisk, aż w końcu ją puścił.
- O
co chodzi z czym?- To się dzieje kolejny raz. Nie widzisz tego?! -spojrzała na niego z niedowierzaniem -Za każdym razem, kiedy coś mi się przytrafi, ty albo mi nie wierzysz albo myślisz, że zwariowałam. Uważasz, że to wszystko zmyślam? -nie oczekiwała odpowiedzi, więc kontynuowała -W tej szafie były drzwi, był klucz z liścikiem i kłódka z łańcuchem, którą zostawiłam obok szafy. NAPEWNO ją tam zostawiłam! To niewidzialne gówno robi sobie ze mnie żarty i zgaduję, że świetnie się przy tym bawi!
Dziewczyna
wyobraziła sobie pękającą ze śmiechu istotę popijającą
herbatę, siedząc na fotelu przed telewizorem, gdzie na ekranie
pojawiała się zabiegana Caroline, która wyglądała tak, jakby
miała zamiar zaraz powyrywać sobie włosy z głowy.
Jej
wyobraźnia jeszcze bardziej pobudziła jej gniew.
Lucas
patrzył na nią z otwartymi ustami. Słuchał dalej w milczeniu.
- A
gdy ty poszedłeś sprawdzić szafę, nagle wszystko co widziałam, zniknęło. Jakby ktoś lub coś robiło mi na złość! -Podeszła
do szafy i dotknęła ręką czarnej skórzanej kurtki. -Gdy byłam tu za pierwszym razem tego tu nie było. Mam już tego serdecznie
dość. -Zamilkła na chwilę -Boję się, Lucas, naprawdę się
boję... ale jestem też cholernie wściekła. Nie chcę mieć
takiego życia! Chcę być jak każda inna osoba, posmakować monotonności... codziennie normalnie się budzić, leniuchować, szaleć, a nie każdego dnia żyć w strachu w tym popieprzonym domu!
Caroline
zaczęła płakać. Lucasowi nie przychodziło do głowy nic innego,
jak tylko przytulić ją, pocieszyć i rzec tylko: „Wszystko
będzie dobrze.”
- Najpierw
był strych, a teraz ta szafa... -powiedziała drżącym głosem i
wtuliła się w pierś przyjaciela.
Cieszyła
się, że Lucas jest z nią, pociesza ją i wspiera, pomimo tego, że
nie chciał, lub nadal nie chce, jej uwierzyć. Stali tak wtuleni w siebie, dopóki
Caroline nie przestała płakać.
- Dziękuję
-uśmiechnęła się do niego ocierając ręką mokre i zarumienione
od różnych emocji policzki.- Nie ma za co -odparł gładząc ramię Caroline.
Dziewczyna
odsunęła się kawałek od niego. Ziewnęła szeroko nadal się
uśmiechając.
- Chyba
powinnam już się położyć. Myślę, że dzisiaj prześpię się
na dole, na kanapie. Nie masz nic przeciwko? -zapytała niepewnie,
ponieważ Lucas spał w salonie.- Jasne. Zajmę twoją sypialnię, okej?
Roześmiała
się i lekko klepnęła go w umięśniony brzuch.
- No
jasne, że tak! Myślisz, że po tym wszystkim będę jeszcze w niej
spać?
Nie
odpowiedział, tylko skinął głową.
- W
takim razie, dobranoc, Lucas.- Dobranoc, Carol.
Wyszła
z sypialni i zeszła na dół do salonu. Lucas krzyknął za nią:
- Jak
będzie coś nie tak, to krzycz!
Jeszcze
dziesięć sekund temu myślała tylko o tym, jakiego ma wspaniałego
przyjaciela, a teraz wróciła myślami do szarej rzeczywistości... „Jak
będzie coś nie tak, to krzycz...” -słowa Lucasa dźwięczały w
jej głowie jakby znajdowała się właśnie w ogromnej jaskini. Miała przeczucie, że znowu
coś się wydarzy. Nie chciała jednak przyjąć tego do swojej
świadomości i kolejny raz przechodzić przez ten koszmar.
„Musi
być jakiś sposób, żeby się tego czegoś pozbyć...” -myślała.
Poszła
do łazienki, wzięła szybki prysznic, który ukoił jej nerwy, po
czym porządnie umyła zęby. Oparła się o marmurową szafeczkę
wystającą spod umywalki i spojrzała w okrągłe
zaparowane lustro obramowane złotą ramą. Zobaczyła w nim tylko
siebie -swoją piegowatą twarz i mokre włosy sięgające za piersi.
Stała
tak bezcelowo owinięta białym ręcznikiem, wpatrując się w swoje
odbicie, gdy nagle za jej ramieniem coś się poruszyło. Zamarła na
chwilę, lecz ciągle patrzyła przed siebie. Przetarła ręką
zaparowane lustro. Zza jej ramienia zaczęła wyłaniać się ciemna
masa, przyjmująca kształt wysokiego mężczyzny.
Odruchowo
odwróciła się za siebie, lecz nie było tam nikogo. Zobaczyła
tylko zabrudzoną, akrylową wannę. Z powrotem przeniosła wzrok na
swoje odbicie. Nie zobaczyła nikogo innego, prócz siebie.
- Nienawidzę
cię. Myślisz, że możesz mnie straszyć i znikać jak tylko
spojrzę w twoją stronę? Nie masz nic innego do roboty?! W końcu to nie moja wina, że coś spieprzyłeś w życiu i dlatego nie możesz iść do zaświatów, czy czegoś tam... Ale to naprawdę nie powód, żeby teraz użądzać sobie jakieś after-po-życiu-party i straszyć bezpodstawnie ludzi, ty stara gnido! -powiedziała na głos słowa kierując
do ducha i co jakiś czas rozglądając się po łazience w obawie,
że zjawa w odpowiedzi znów się pojawi.
Ubrała się, wyszła
z łazienki i od razu podążyła do salonu, po czym opadła ciężko
na kanapę. Przykryła się kocem, splotła ręce za głową i
zaczęła rozmyślać. Myślała o wszystkim po kolei; najpierw o jej
ukochanej babci i dziadku, o Luisie, jej rodzicach, skończywszy na
przerażającym duchu, który pojawia się i znika kiedy chce oraz... jej starej przyjaciółce.
Postanowiła,
że zadzwoni jutro do Elizabeth i przyjedzie do niej w odwiedziny.
Wiedziała, że wreszcie, kiedy stały się starsze i dojrzalsze,
powinny poruszyć temat, o którym ostatni raz rozmawiały, gdy miały
po dwanaście lat. Była taka ciekawa czy Elizabeth przechodzi przez
to samo co ona. Może mogły sobie w jakiś sposób pomóc lub
przynajmniej zwierzyć się z tego co widziały i przeżyły. Była
pewna, że z Elizabeth rozmawiałoby się jej lepiej niż z Lucasem,
który nie doświadczył tego co one.
- Zdecydowanie
powinnyśmy porozmawiać. Razem to zaczęłyśmy i razem mamy
obowiązek to skończyć. I to raz na zawsze.
Jej
powieki stawały się coraz cięższe i cięższe, aż w końcu
zasnęła nie mogąc doczekać się pierwszego od sześciu lat
spotkania ze starą przyjaciółką, Elizabeth.
I
tak pierwszy raz przyśniła jej się ukochana babcia, Sophia.
Siedziała na bujanym fotelu, na wypełnionym kolorowymi kwiatami
ganku jej poprzedniego domu. W ręku trzymała jakąś grubą, ciemną
książkę. Miała okulary na nosie i zmarszczone brwi, które zawsze
oznaczały skupienie na jej twarzy.
Kiedy
dziewczyna zatrzymała się metr przed nią, dopiero wtedy staruszka
podniosła na nią wzrok.
- Co
się stało, kochanie? -uśmiechnęła się promiennie.- On ciągle przy mnie jest!
Babcia
zastanawiała się kogo miała na myśli wnuczka. Po chwili pomyślała
o Lucasie, który nie odstępował jej na krok.
- Lucas?
Caroline
przewróciła oczami jakby to było oczywiste, o kogo jej chodzi.
- Nie,
no co ty, babciu! Mówię o tamtym panu. Tam stoi. -wskazała palcem
na wysokiego mężczyznę stojącego w cieniu wielkiej sosny.
Babcia
wstała powoli, a potem odłożyła okulary i książkę na niewielką, szklaną ławę. Zaczęła dokładnie przyglądać się mężczyźnie,
aż w końcu przyłożyła rękę do ust zszokowana.
- Babciu?
Znasz tą osobę? Ja nigdy nie widzę jej twarzy. Zawsze jest tylko ciemność.- Tak, znam. To jest...
Caroline
nie usłyszała dalszej części zdania. Widziała tylko poruszające
się usta babci, z których nie mogła wyczytać żadnego słowa, ani
imienia.
- Nie
bój się, kochanie. Będę przy tobie! -usłyszała tylko, a potem
obraz zaczął się rozmywać, aż w końcu Caroline obudziła się
w domu babci, cała zlana potem.
Zastanawiała
się czy był to zwykły, nic nieznaczący sen, czy też sen, w
którym jej babcia chciała przekazać jakąś cenną wiadomość.
Nie wiedziała tylko, dlaczego urwał się w najważniejszym
momencie. Może babcia miałaby kłopoty, gdyby powiedziała coś
więcej?
„Ale
zaraz, dusza człowieka jest nieśmiertelna, więc chyba nic babci nie groziło” -myślała Caroline, lecz jednak martwiła się o
nią. Przecież istota grasująca po jej domu była
nieprzewidywalna! Już nie wiedziała czego może się spodziewać.
Ciąg dalszy nastąpi...
Jak się podoba? ;) Czekam na komentarze!
P.S. Przepraszam, że trwało to tak długo, ale wiecie... obowiązki!
Aha i przepraszam za te przerwy między tekstem, tam na górze. :D
Aha i przepraszam za te przerwy między tekstem, tam na górze. :D
~A.