Strony

poniedziałek, 21 maja 2012

Oczami ducha: Rozdział 4

- Kłódka...gdzie ona jest?! -roztargniona Caroline rozglądała się po pokoju, lecz nie znalazła metalowego przedmiotu.

    Weszła do szafy, spojrzała przed siebie i rzeczywiście - kolejnych drzwi nie było. Zauważyła również, że na wieszakach wiszą stare kurtki i płaszcze, a bedąc w szafie po raz pierwszy nie zauważyła jakichkolwiek ubrań. Chwilę później podążyła do pokoju babci. Pięć razy okrążyła pudło, w którym wcześniej znalazła klucz. Pamiętała, że zostawiła koło niego pudełeczko w kształcie serca i kartkę, którą oderwała od klucza. Nic jednak nie leżało na podłodze. Nic a nic.
    Caroline była zawiedziona, zdesperowana i bardzo wściekła. Miała dość tych wszystkich wydarzeń, w których wychodziła przed Lucasem na idiotkę lub jakąś inną chorą na głowę osobę. Nie rozumiała, dlaczego wszystko dzieje się przeciwko niej. Jakby jakaś nieznana, tajemnicza siła kierowała jej losem lub po prostu bawiła się z Caroline w kotka i myszkę. Miała już tego wszystkiego dosyć.
- Ja chyba zwariuję! -krzyknęła tak głośno, że Lucas podskoczył.
     Dyszała ciężko buzując gniewem. Niemal drżała na całym ciele jakby złość chciała przejąć każdy milimetr jej ciała. 
- Uspokój się! Caroline, co się z tobą ostatnio dzieje?! Naprawdę zaczynasz mnie przerażać! -Lucas patrzył na nią jak na widmo. Złapał ją za oba nadgarstki i mocno przytrzymał.
- Puść mnie! -wyrywała się, lecz był za silny.

    Czekał aż dziewczyna się uspokoi. 
- Co się znowu stało?
- Ja... nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi...

    Spojrzał na nią pytająco, rozluźnił uścisk, aż w końcu ją puścił.
- O co chodzi z czym?
- To się dzieje kolejny raz. Nie widzisz tego?! -spojrzała na niego z niedowierzaniem -Za każdym razem, kiedy coś mi się przytrafi, ty albo mi nie wierzysz albo myślisz, że zwariowałam. Uważasz, że to wszystko zmyślam? -nie oczekiwała odpowiedzi, więc kontynuowała -W tej szafie były drzwi, był klucz z liścikiem i kłódka z łańcuchem, którą zostawiłam obok szafy. NAPEWNO ją tam zostawiłam! To niewidzialne gówno robi sobie ze mnie żarty i zgaduję, że świetnie się przy tym bawi!

   Dziewczyna wyobraziła sobie pękającą ze śmiechu istotę popijającą herbatę, siedząc na fotelu przed telewizorem, gdzie na ekranie pojawiała się zabiegana Caroline, która wyglądała tak, jakby miała zamiar zaraz powyrywać sobie włosy z głowy.
    Jej wyobraźnia jeszcze bardziej pobudziła jej gniew.
    Lucas patrzył na nią z otwartymi ustami. Słuchał dalej w milczeniu.
- A gdy ty poszedłeś sprawdzić szafę, nagle wszystko co widziałam, zniknęło. Jakby ktoś lub coś robiło mi na złość! -Podeszła do szafy i dotknęła ręką czarnej skórzanej kurtki. -Gdy byłam tu za pierwszym razem tego tu nie było. Mam już tego serdecznie dość. -Zamilkła na chwilę -Boję się, Lucas, naprawdę się boję... ale jestem też cholernie wściekła. Nie chcę mieć takiego życia! Chcę być jak każda inna osoba, posmakować monotonności... codziennie normalnie się budzić, leniuchować, szaleć, a nie każdego dnia żyć w strachu w tym popieprzonym domu!

    Caroline zaczęła płakać. Lucasowi nie przychodziło do głowy nic innego, jak tylko przytulić ją, pocieszyć i rzec tylko: „Wszystko będzie dobrze.”
- Najpierw był strych, a teraz ta szafa... -powiedziała drżącym głosem i wtuliła się w pierś przyjaciela.

    Cieszyła się, że Lucas jest z nią, pociesza ją i wspiera, pomimo tego, że nie chciał, lub nadal nie chce, jej uwierzyć. Stali tak wtuleni w siebie, dopóki Caroline nie przestała płakać.
- Dziękuję -uśmiechnęła się do niego ocierając ręką mokre i zarumienione od różnych emocji policzki.
- Nie ma za co -odparł gładząc ramię Caroline.

    Dziewczyna odsunęła się kawałek od niego. Ziewnęła szeroko nadal się uśmiechając.
- Chyba powinnam już się położyć. Myślę, że dzisiaj prześpię się na dole, na kanapie. Nie masz nic przeciwko? -zapytała niepewnie, ponieważ Lucas spał w salonie.
- Jasne. Zajmę twoją sypialnię, okej?

    Roześmiała się i lekko klepnęła go w umięśniony brzuch.
- No jasne, że tak! Myślisz, że po tym wszystkim będę jeszcze w niej spać?

    Nie odpowiedział, tylko skinął głową.
- W takim razie, dobranoc, Lucas.
- Dobranoc, Carol.

    Wyszła z sypialni i zeszła na dół do salonu. Lucas krzyknął za nią:
- Jak będzie coś nie tak, to krzycz!

    Jeszcze dziesięć sekund temu myślała tylko o tym, jakiego ma wspaniałego przyjaciela, a teraz wróciła myślami do szarej rzeczywistości... „Jak będzie coś nie tak, to krzycz...” -słowa Lucasa dźwięczały w jej głowie jakby znajdowała się właśnie w ogromnej jaskini. Miała przeczucie, że znowu coś się wydarzy. Nie chciała jednak przyjąć tego do swojej świadomości i kolejny raz przechodzić przez ten koszmar.
    „Musi być jakiś sposób, żeby się tego czegoś pozbyć...” -myślała.
    Poszła do łazienki, wzięła szybki prysznic, który ukoił jej nerwy, po czym porządnie umyła zęby. Oparła się o marmurową szafeczkę wystającą spod umywalki i spojrzała w okrągłe zaparowane lustro obramowane złotą ramą. Zobaczyła w nim tylko siebie -swoją piegowatą twarz i mokre włosy sięgające za piersi.
   Stała tak bezcelowo owinięta białym ręcznikiem, wpatrując się w swoje odbicie, gdy nagle za jej ramieniem coś się poruszyło. Zamarła na chwilę, lecz ciągle patrzyła przed siebie. Przetarła ręką zaparowane lustro. Zza jej ramienia zaczęła wyłaniać się ciemna masa, przyjmująca kształt wysokiego mężczyzny.               
    Odruchowo odwróciła się za siebie, lecz nie było tam nikogo. Zobaczyła tylko zabrudzoną, akrylową wannę. Z powrotem przeniosła wzrok na swoje odbicie. Nie zobaczyła nikogo innego, prócz siebie.
- Nienawidzę cię. Myślisz, że możesz mnie straszyć i znikać jak tylko spojrzę w twoją stronę? Nie masz nic innego do roboty?! W końcu to nie moja wina, że coś spieprzyłeś w życiu i dlatego nie możesz iść do zaświatów, czy czegoś tam... Ale to naprawdę nie powód, żeby teraz użądzać sobie jakieś after-po-życiu-party i straszyć bezpodstawnie ludzi, ty stara gnido!  -powiedziała na głos słowa kierując do ducha i co jakiś czas rozglądając się po łazience w obawie, że zjawa w odpowiedzi znów się pojawi.

     Ubrała się, wyszła z łazienki i od razu podążyła do salonu, po czym opadła ciężko na kanapę. Przykryła się kocem, splotła ręce za głową i zaczęła rozmyślać. Myślała o wszystkim po kolei; najpierw o jej ukochanej babci i dziadku, o Luisie, jej rodzicach, skończywszy na przerażającym duchu, który pojawia się i znika kiedy chce oraz... jej starej przyjaciółce.
    Postanowiła, że zadzwoni jutro do Elizabeth i przyjedzie do niej w odwiedziny. Wiedziała, że wreszcie, kiedy stały się starsze i dojrzalsze, powinny poruszyć temat, o którym ostatni raz rozmawiały, gdy miały po dwanaście lat. Była taka ciekawa czy Elizabeth przechodzi przez to samo co ona. Może mogły sobie w jakiś sposób pomóc lub przynajmniej zwierzyć się z tego co widziały i przeżyły. Była pewna, że z Elizabeth rozmawiałoby się jej lepiej niż z Lucasem, który nie doświadczył tego co one.
- Zdecydowanie powinnyśmy porozmawiać. Razem to zaczęłyśmy i razem mamy obowiązek to skończyć. I to raz na zawsze.

    Jej powieki stawały się coraz cięższe i cięższe, aż w końcu zasnęła nie mogąc doczekać się pierwszego od sześciu lat spotkania ze starą przyjaciółką, Elizabeth.
    I tak pierwszy raz przyśniła jej się ukochana babcia, Sophia. Siedziała na bujanym fotelu, na wypełnionym kolorowymi kwiatami ganku jej poprzedniego domu. W ręku trzymała jakąś grubą, ciemną książkę. Miała okulary na nosie i zmarszczone brwi, które zawsze oznaczały skupienie na jej twarzy.
    Kiedy dziewczyna zatrzymała się metr przed nią, dopiero wtedy staruszka podniosła na nią wzrok.
- Co się stało, kochanie? -uśmiechnęła się promiennie.
- On ciągle przy mnie jest!

   Babcia zastanawiała się kogo miała na myśli wnuczka. Po chwili pomyślała o Lucasie, który nie odstępował jej na krok.
- Lucas?

    Caroline przewróciła oczami jakby to było oczywiste, o kogo jej chodzi.
- Nie, no co ty, babciu! Mówię o tamtym panu. Tam stoi. -wskazała palcem na wysokiego mężczyznę stojącego w cieniu wielkiej sosny.

    Babcia wstała powoli, a potem odłożyła okulary i książkę na niewielką, szklaną ławę. Zaczęła dokładnie przyglądać się mężczyźnie, aż w końcu przyłożyła rękę do ust zszokowana.
- Babciu? Znasz tą osobę? Ja nigdy nie widzę jej twarzy. Zawsze jest  tylko ciemność.
- Tak, znam. To jest...

    Caroline nie usłyszała dalszej części zdania. Widziała tylko poruszające się usta babci, z których nie mogła wyczytać żadnego słowa, ani imienia.
- Nie bój się, kochanie. Będę przy tobie! -usłyszała tylko, a potem obraz zaczął się rozmywać, aż w końcu Caroline obudziła się w domu babci, cała zlana potem.

   Zastanawiała się czy był to zwykły, nic nieznaczący sen, czy też sen, w którym jej babcia chciała przekazać jakąś cenną wiadomość. Nie wiedziała tylko, dlaczego urwał się w najważniejszym momencie. Może babcia miałaby kłopoty, gdyby powiedziała coś więcej?
    „Ale zaraz, dusza człowieka jest nieśmiertelna, więc chyba nic   babci nie groziło” -myślała Caroline, lecz jednak martwiła się o nią. Przecież istota grasująca po jej domu była nieprzewidywalna! Już nie wiedziała czego może się spodziewać.
Ciąg dalszy nastąpi...



Jak się podoba? ;) Czekam na komentarze!
P.S. Przepraszam, że trwało to tak długo, ale wiecie... obowiązki!
Aha i przepraszam za te przerwy między tekstem, tam na górze. :D
~A.